Historia byłego Świadka Jehowy

Mateusza 10:(26) "...nie ma nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajnego, o czym by się dowiedzieć nie miano. (27) Co mówię wam w ciemności, opowiadajcie w świetle dnia; a co słyszycie na ucho, głoście na dachach."

Sprawy duchowe interesowały mnie od najmłodszych lat. Jako 4 letni brzdąc otrzymałem harmonijkę ustną i wzięty przez babcię do kościoła w Sarbiewie zacząłem 'wtórować' organiście na swoim nowym instrumencie. Owo pierwsze spotkanie skończyło się klapsem i odebraniem instrumentu.

Jako 8 letni chłopak poszedłem z mamą do kościoła mając 5 zł w kieszeni na tzw. poranek. Grano w pobliskim kinie filmy dla dzieci za 5 zł i udało mi się wyprosić od mamy owego piątaka. Będąc w kościele zrobiłem ciekawy eksperyment. Pomodliłem się do Boga o to, że dam na tacę owe 5 zł a potem poproszę mamę o następne 5 zł. Wyobraziłem sobie, że moja modlitwa musi być słyszana przez Boga i jeżeli On za dobre wynagradza, to 5 zł otrzymam z powrotem.

Innymi słowy zrobiłem sobie taki test z Bogiem! Ku memu zdumieniu, na ponowną prośbę o 5 zł na poranek mama dała mi monetę ponownie. Ten przypadek wstrząsnął mną na poważnie i jest to praktycznie jeden z niewielu momentów, które pamiętam z tego okresu mego życia!

Kilka lat później śpiewałem ponad rok w chórze kościelnym i kiedyś zapytałem na jednej z prób chóru głośno:

- Dlaczego ksiądz, jak przechodzi przed ołtarzem klęka tylko wtedy, kiedy są ludzie w kościele? - zapytałem z ciekawością.

W odpowiedzi oberwałem kredą od tablicy i w ten sposób skończyła się moja kariera chórzysty.

Później już jako 15 letni chłopak zapoznałem się nieco ze Świadkami Jehowy w Nowym Dworze koło Piły. Moja ciotka była tzw. wieczną zainteresowaną i przeczytałem wtedy książkę - "Prawda". Co mnie wtedy zaskoczyło, to obraz kobiety z cięciami miecza na twarzy z księgi Objawienia. Zrozumiałem to jako obraz z Częstochowy i... nikt mnie wtedy z błędu nie wyprowadził.

To krótkie zapoznanie się z Biblią zrobiło na mnie spore wrażenie i już wtedy przestałem na poważnie chodzić do kościoła katolickiego.

W roku 1974, w niedzielę zapukali do moich drzwi o godzinie 10:00 Świadkowie Jehowy na 'chwilkę' rozmowy na temat Słowa Bożego. Grałem wtedy w zespole rockowym i wracałem do łóżka po graniu na imprezie około 5:00 rano. Mój stryjek obudził mnie pytając:

- Henryk? Chciałbyś trochę porozmawiać z tymi paniami o Biblii? - zapytał  kpiącym głosem.

- Ehhhh... zaczekaj... ummmm... Ok, dobrze, ale tylko kilka minut -  odpowiedziałem z niemałym bólem głowy.

Tymczasem rozmowa trwała może ze 2 godziny i powiedziałem im coś, o czym każdy ŚJ marzy, aby od osoby interesującej się Prawdą usłyszeć.

- Wy jesteście cwani, znacie doskonale Biblię, znacie wszystkie odpowiedzi, a ja nie wiem prawie nic. Pożyczcie mi Biblię, poczytam ją sobie i wtedy będziemy mogli nieco porozmawiać, ponieważ w tej chwili ja jedynie słucham waszych przemówień - nie jest to rozmowa, ale ja was wysłuchuję - stwierdziłem z głębokim przekonaniem.

Dzielne siostry spojrzały na siebie wymownie i natychmiast otrzymałem w darze Biblię Warszawską.

Potem dzielne siostry pukały wielokrotnie do moich drzwi, ale mój stryjek dawał im odpowiedź, że w następny tydzień, bo jestem zmęczony! Miałem raczej solidnego kaca po całonocnym graniu,  ale po 3 tygodniach takich wymówek mój stryj powiedział mi;

- Zbyt grzeczny to ty nie jesteś i czas się zdecydować, czy chcesz z nimi rozmawiać, czy nie.- powiedział z przekąsem.

- Dobra, wpuść je do nas - opowiedziałem poddając się tym razem sytuacji.

Z ciężką i niewyspaną głową wpuściłem siostrzyczki i tym razem ja zacząłem zadawać pytania... co w rezultacie spowodowało wizytę dwóch braci starszych następnego tygodnia! Dzisiaj wiem, że nie było im ze mną łatwo! Hahahahahaha...

I tak to się zaczęło. Dwa miesiące później byliśmy z moją narzeczoną na pierwszej naszej Pamiątce na Strachowicach we Wrocławiu. Kilka miesięcy później przeprowadziliśmy się do Sośnicy koło Kątów Wrocławskich i poprosiliśmy o kontynuowanie studium z kimś lokalnym. Studium było prowadzone przez niemal 5 lat - oboje z żoną (pobraliśmy się i nadal jesteśmy razem!) paliliśmy papierosy i było ciężko nam rzucić ów straszliwy nałóg. Ja paliłem do 60 sztuk w weekendy a 'normalnie' to było około 40 sztuk dziennie. Żona paliła znacznie mniej.

Od pierwszego tygodnia w Sośnicy uczęszczaliśmy oboje na niemal wszystkie zebrania, a po zebraniu papierosy szły natychmiast do naszych ust! Byliśmy także oboje na dwóch obozach pionierskich, pomimo palenia papierosów! Urlopy spędzaliśmy regularnie na służbie głoszenia Dobrej Nowiny.

Co jest ciekawe, nie byłem poinformowany o planach końca świata na rok 1975 i kiedy ten rok przeminął, nie wiedziałem nawet, że bardzo się obniżyła liczebność ŚJ z powodu nie wypełnienia się kolejnej zapowiedzi Armagedonu.

Podczas mego 'stażu' jako osoby zainteresowanej pracowałem w warsztacie samochodowym i wszyscy koledzy z pracy wiedzieli, że studiuję ze ŚJ. Starałem się oduczyć wulgarnego przeklinania, a przeklinałem, głównie dla śmiechu piętrowo bluzgając na trzy pokolenia w dół i na boki. Ludzie pękali ze śmiechu. Jako sługa Boży nie mogłem sobie na to pozwolić i kiedyś walnąłem się młotkiem w palec i... usłyszałem ciszę!!!

- Patrz - sk^%$@#n, nie zaklął! - powiedział ze zdziwieniem i zdumieniem jeden z kolegów.

Byłem wtedy z siebie bardzo dumny!

W końcu około Grudnia 1999 roku miałem lekka grypkę i nie mogłem palić przez 3 dni. Zawziąłem się i rzuciłem palenie na dobre. 1 Stycznia 1980 roku zostałem w końcu ochrzczony. Od razu w naszym mieszkaniu gościliśmy studium książki.

Rok później (1981) moja żona została ochrzczona na stadionie w Wiedniu na wielkim zgromadzeniu dla polskich ŚJ. Byliśmy tam oboje. Po powrocie sprzedaliśmy wszystko, co posiadaliśmy i wyjechaliśmy do Australii, będąc pod wrażeniem pewnych braci, którzy twierdzili, że w Australii są polskie zbory i nawet głosi się po polsku - w Sydney i Melbourne. Była to prawda, ale my trafiliśmy do Perth w Zachodniej Australii. Tam jeszcze polskiego zboru nie było.

Zanim wyjechaliśmy do Australii, spędziliśmy 8 miesięcy w Eggersdorf koło Graz i doświadczyliśmy niezwykłej gościnności austriackich braci z miejscowego zboru.  Trudno to sobie wyobrazić, ale nie opuściliśmy ani jednego zebrania czy zgromadzenia podczas 8 miesięcy, a nie znaliśmy ani języka, ani nie posiadaliśmy żadnych środków transportu. Wożono nas nie tylko na zebrania - zwiedzaliśmy wiele okolic i często udzielano nam gościny w różnych domach u różnych braci. Był nawet przypadek, że kłócono się o nas - kto nas zaprosi w  następnym tygodniu!

Było nas polskich ŚJ - 8 osób dorosłych i 3 dzieci.

Takich wspaniałych braci i sióstr nie widzieliśmy już nigdy - ani przedtem, ani potem.

Po przylocie do Perth, Western Australia zauważyłem coś zupełnie odmiennego. Wręcz arktyczną oziębłość braci australijskich oraz zupełny brak zainteresowania. Ale mnie to nie zrażało. Odnalazły nas wspaniałe siostry polskie oraz jeden ukraiński starszy. I ponownie poczuliśmy się jak u siebie, zaczęliśmy uczęszczać regularnie na zebrania i dzięki zebraniom uczyliśmy się także angielskiego.

Pewnego dnia założono polską grupę dla polskich ŚJ aby prowadzić ją po polsku. Od tego momentu rozpoczęły się problemy, które nawarstwiały się niemal każdego dnia. Najpierw problemem był ów ukraiński brat, którego ambicją było utworzenie polskiego zboru na pełnych prawach. Niestety jego 'polski' to był ukraiński z wtrącanymi polskimi słowami i w uszach Polaków zapraszanych na nasze zebrania brat ten brzmiał bardzo komicznie i doprowadzał wielu do śmiechu. Na dokładkę był on nieco dziwaczny, co wziąwszy razem gwarantowało na zebraniach wszystko, oprócz wzajemnego budowania się. Po krótkim czasie poinformowałem starszych, Australijczyków o tej sytuacji i tak rozpoczął się dla mnie wielki problem.

Oczywiście że byłem rozgoryczony i zarazem zbulwersowany tym, co się w tek kwestii działo i zostałem szykanowany oraz nazwany synem Koracha, który chce za wszelką cenę wybiegać przed organizację Bożą.

Mnie natomiast było wstyd zapraszać kogokolwiek na zebrania z tego właśnie powodu. Z czasem brata ukraińskiego odsunięto całkowicie od mikrofonu - nawet w przypadku modlitwy. Nie dał on jednak za wygraną i czasami pojawiał się na scenie Sali Królestwa i po ukraińsku zapowiadał to czy owo.

Wybuch śmiechu i objawy zażenowania powracały, ale nie z taką już siłą.

Od tego momentu był on w stosunku do mnie zawziętym wrogiem. W tym mniej więcej czasie komputer stał się moim hobby i udało mi się zorganizować na komputerze mapy całego miasta Perth (wtedy 1 mln mieszkańców) z adresami Polaków posiadających wpisy w książkach telefonicznych. Ciągle otaczał mnie dziwny mur niechęci czy wręcz nienawiści. Nie mogąc tego znieść oraz będąc rozczarowanym dalszym biegiem wydarzeń opuściliśmy z żoną polską grupę i zaczęliśmy uczęszczać tylko na zebrania angielskie. Pomimo niepowodzeń w polskiej grupie nadal głosiliśmy regularnie i po polsku i udało nam się doprowadzić pośrednio oraz bezpośrednio do tej organizacji 7 osób.

Od polskiej grupy trzymaliśmy się z daleka. Po kilku latach powróciliśmy do niej, ponieważ kilkoro naszych zainteresowanych osób wiedziało od innych ŚJ o grupie polskojęzycznej i to spowodowało, że powróciliśmy do grupy, nie chcąc wtajemniczać innych w jakiekolwiek problemy.

W między czasie zamianowano mnie sługą pomocniczym. Znałem już dobrze angielski i służyłem także jako bezpośredni tłumacz na scenie, dawałem wykłady a także w pewnym okresie pełniłem przez kilka miesięcy obowiązki starszego.

Z początku było wspaniale, ale problemy zaczęły się stopniowo nawarstwiać. Jeden z braci, starszy dokonał kroku, który potężnie zachwiał moim światopoglądem oraz bezgranicznym zaufaniem w organizację Bożą.

Będąc pod wpływem strasznego prania mózgu wymyśliłem sobie jedno powiedzenie, które natychmiast dawało mi wielka przewagę oraz uznanie u starszych Świadków Jehowy, gdziekolwiek się pojawiłem.

Zacząłem głośno powtarzać, że...

..skoro jest to organizacja Boża, jeżeli organizacja się myli, to ja się będę mylił razem z nią. Ponieważ Bóg ma jakieś mnie bliżej nie znane plany i dlatego dopuszcza do pewnych problemów, które z czasem On sam rozwiąże.

Zauważyłem, że takie rozumowanie pozyskuje mi wiele sympatii ze strony starszych a nawet padają komentarze, że jestem bardzo dojrzały duchowo. Naiwnie myślałem, że odkryłem właściwą drogę ale po kilku latach okazało się, co w rzeczywistości odkryłem.

Odkryłem przypadkowo główną zasadę, nie występującą wyraźnie w jakiejkolwiek formie pisanej.

Nazywa się to lojalnością wobec organizacji

Jest to według moich doświadczeń niepisana ale najważniejsza reguła funkcjonującą w Towarzystwie Strażnica i każdy ŚJ, który wykazuje wyraźne oddanie Towarzystwu, stawia natychmiast poważne kroki na drabinie tzw. kariery teokratycznej. Nikogo praktycznie nie informuje się o takiej zasadzie, ale obserwuje się braci, czy przejawiają takie cechy bezwzględnej lojalności.

Właśnie moje twierdzenie, że będę się mylił wraz z Organizacją natychmiast otwierało mi drogę ku takiej karierze.

Można z tego wyciągnąć taki wniosek.

Stosowanie zasady bezwarunkowej lojalności wobec Strażnicy a zwłaszcza wyraźnie okazywanie tego wobec innych jest gwarancją na 'przywileje'.

Oczywiście ważną rolę odgrywają także osobiste zdolności mówcze, wiedza biblijna czy też generalna wiedza i wykształcenie. Ale wszystko to nie ma żadnego znaczenia, jeżeli bezwarunkowa lojalność nie jest wyraźną cechą ewentualnego kandydata na jakikolwiek szczebel w tej organizacji.

Obranie takiej drogi otwiera praktycznie wrota na każdym szczeblu, często bez względu na jakiekolwiek sukcesy czy też ich zupełny brak w służbie ewangelizacyjnej.

Czyli... jeżeli masz zdolności mówcze, rzetelną wiedzę biblijną, prowadzisz nieskazitelny biblijny tryb życia, posiadasz spore sukcesy w służbie polowej a nawet bywasz często pionierem - pomimo tego jakimś cudem  zawsze ktoś inny otrzymuje funkcje w zborze a ty jesteś pomijany - teraz poznałeś tego przyczynę.

Najprawdopodobniej nie byłeś bezwarunkowo lojalny wobec Organizacji, czyli... kwestionowałeś czasami pewne posunięcia czy rekomendacje starszych czy Ciała Kierowniczego. Nie jest ważne czy miałeś rację, czy też nie.

Ważne jest, że nie wykazywałeś bezwarunkowej lojalności.

Jeżeli cokolwiek kwestionowałeś, zamykało to tobie jakiekolwiek szanse na 'postępy duchowe' w organizacji. Działa to identycznie jak w Masonerii czy partiach politycznych. Bezwzględne oddanie tym, którzy przewodzą. Jedyna droga ku karierze teokratycznej czy jakiejkolwiek innej karierze. Trzeba zawsze we wszystkim popierać Towarzystwo oraz starszych czy sług obwodu czy okręgu, jeżeli się pragnie przywileju i pozycji w zborze. Oni dlatego posiadają owe pozycje, ponieważ oni także popierają Towarzystwo w najdrobniejszym szczególe.

Najważniejsze jest to, że nikt tobie tego wyraźnie nie powie. Sam musisz do tego dojść i sam się starać o to, aby twoje poparcie było widoczne przez wszystkich z twego otoczenia (zboru) ze starszymi włącznie.

Historia kolejnego odejścia od polskiego zboru

Mąż naszej duchowej siostry podszedł do mnie tuż przed zebraniem, wyraźnie zdenerwowany z pismem rządowym w ręku z prośbą o przetłumaczenie tego krótkiego dokumentu.

Przetłumaczyłem mu, a on zdumiony zapytał mnie, czy ja dobrze to tłumaczę.

- Oczywiście że tak - wyjaśniłem mu - tutaj wyraźnie pisze, że musisz się trzymać z dala od tego adresu, w odległości równej lub większej niż 250 metrów.

- Ale ja tam właśnie mieszkam! - z rozpaczą wykrzyknął ów mężczyzna.

- Słuchaj człowieku - wyjaśniłem spokojnie - nie znam twego adresu ale tłumaczę ci dokładnie, co tutaj pisze!

I tak to się zaczęło. Człowiek ten sympatyzował z ŚJ i czasami przychodził na zebrania. Miał młodszą od siebie żonę o 12 lat oraz 3  córki. Otrzymał od rządu niezły domek, był on człowiekiem skromnym i pracowitym i powodziło mu się nienajgorzej. Jeden starszy poinformował jego żonę, że jej mąż nie szansy na przeżycie Armagedonu, a ona może sobie znaleźć odpowiedniego brata i to młodszego, w wierze i razem mogą maszerować ku Królestwu Bożemu.

Intryga ta miała jeszcze jeden, znacznie ohydniejszy aspekt. Mąż tej siostry został przez nią oskarżony o seksualną molestację jej córek. Ten papier tłumaczony przeze mnie wcześniej był oficjalnym zakazem policji od zamieszkiwania w domu, z którym mieszkał on do tej pory z żoną i z dziećmi.  Ojciec, głowa rodziny nagle został sam, bez rodziny, na bruku. Tłumacząc mu ten dokument nie wiedziałem o co w ogóle chodzi. Dopiero kilka dni później dowiedziałem się wszystkich szczegółów z dokumentu od jego prawnika.

Przetłumaczyłem jemu na polski akt oskarżenia!

Z tej przyczyny znałem wszystkie szczegóły tej sprawy. Tłumacząc mu akt oskarżenia zauważyłem wielki uśmiech na jego twarzy.

- Przecież to jest bzdura!- wykrzyknął - ona nie mogła niczego widzieć z tego miejsca, ponieważ jest to w innej części domu.

Błąd ten wziął się z tej przyczyny, że najprawdopodobniej ów polski brat starszy tłumaczył na angielski prawnikowi żony, i nie znając dobrze układu jej domu po prostu się pomylił. Owa pomyłka ta uratowała męża od wyroku więzienia.

Akt oskarżenia utrzymywał także, że jedna z dziewczynek siedziała mu na kolanach a on wziął ją za pupę i wyszedł do łazienki, aby ją wykąpać.

- A jak ją miałem wziąć? - zapytał mnie z czystym zdziwieniem.

Sprawa wkrótce się odbyła i  sąd całkowicie uniewinnił tego człowieka, ale nie mógł on wrócić do żony, która go już nie chciała więcej znać. W międzyczasie trwały naciski starszych  - otrzymałem wyraźne polecenie, aby od tej sprawy owego 'niegodziwego' człowieka trzymać się jak najdalej.

Polecenie co prawda wykonałem, ale człowiek ten już posiadał przetłumaczony przeze mnie dokument a ja zdążyłem wyjaśnić jego prawnikowi na czym dokładnie polegał błąd w akcie oskarżenia. To wyjaśnienie spowodowało spore wątpliwości sądzie i sędzia zażądał badań lekarskich córek. Badania nie wykazały żadnych śladów nadużywania seksualnego, pomimo zeznań jednej z córek, poinstruowanej ku temu przez matkę!

Sąd uniewinnił męża z powodu ewidentnych kłamstw i manipulacji jego żony.

Tym sposobem uratowałem męża od pewnej na 100% kilkuletniej odsiadki w więzieniu.

Potem dowiedziałem się od innych sióstr, że w Perth istnieje organizacja lesbijek, która organizuje takie 'rozwody' i z czasem doszło do tego, że w Perth nastąpiła istna plaga mężów odbierających życie żonie, dzieciom oraz sobie z powodu takich, najczęściej niesłusznych czy też niezgodnych z prawdą oskarżeń. ( Jedna z sióstr otrzymała taką sugestię oskarżania męża o molestację seksualną córki, co... 'pomoże znacznie w rozwodzie.)

Ojcowie oskarżani fałszywie o przestępstwa, których nigdy nie popełnili, pisywali listy samobójcze wyjaśniające owe samobójcze akty rozpaczy. Przez pewien okres była swego rodzaju plaga takich morderstw i samobójstw. Mąż owej siostry był doskonałym kandydatem na samobójcę. Kilkakrotnie sam mi o tym z płaczem mówił.

Z czasem sądy w Perth rozpoczęły nieco dokładniejsze badania owych spraw - zaczęto stosować szczegółowe badania medyczne dzieci i z nie było już tak łatwo skazać kogokolwiek tylko i wyłącznie na podstawie oskarżenia żony, która najczęściej była namawiana do takich oskarżeń przez owe panie. Celem ich było pomaganie w sytuacjach nadużycia praw ojcowskich wobec dzieci, ale pod ową przykrywką władze skutecznie zniechęcały Australijczyków do wchodzenia w związki małżeńskie.

Nasza siostra w 'prawdzie' została właśnie o takich możliwościach poinformowana - najprawdopodobniej przez owego 'usłużnego' starszego, złożyła pozew do sądu oskarżając fałszywie męża o nadużycia seksualne w stosunku do dzieci. Ani badania dzieci, ani akt oskarżenia nie przyniosły spodziewanych rezultatów i siostrzyczka sprawę sądową przegrała.

Tym razem... nie stanąłem po stronie Organizacji ale stanąłem po stronie Prawdy. Udowodniłem bezspornie, że żona kłamała. Byłem dumny z siebie, że zapobiegłem ewentualnemu dramatowi.

W tym właśnie czasie pełniłem funkcję starszego i w obliczu owych jaskrawych manipulacji ze strony starszych oraz ewidentnym dowodzie fałszywego oskarżania uczciwego męża przez żonę - ŚJ, byłem całą ta aferą głęboko zaszokowany i w rezultacie ponownie przestałem chodzić na polskie zebrania, w ten sposób porzucając tym razem wątpliwy moim zdaniem 'przywilej' starszego.

Wykazałem się wtedy brakiem lojalności wobec organizacji; wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.

Pisząc owe wspomnienia dopiero teraz zdałem sobie w pełni sprawę z wagi tamtej sytuacji.

Gdyby ów mąż został skazany na więzienie, ja zostałbym wykluczony za działalność na szkodę Organizacji! Wykazałbym w ten sposób oczywisty i zupełny brak lojalności w stosunku do TS. I taki najprawdopodobniej był cel owej pułapki. Nie miałem nigdy wątpliwości, że była to intryga owego polskiego starszego, który najprawdopodobniej manipulował działaniami owej siostry, która praktycznie nie znała angielskiego i w związku z tym nie była w stanie ani znać owych mechanizmów ani nawet zadzwonić, gdzie trzeba i się jakoś w tym wszystkim porozumiewać. Intryg było znacznie więcej. Były także dwa samobójstwa. Niemniej są to tylko poszlaki i ze względów prawnych ominę inne szczegóły.

Po tych wydarzeniach przenieśliśmy się z żoną do pobliskiego, lokalnego zboru, gdzie braliśmy udział w tzw. szybkiej budowie Sali Królestwa.

Po latach nawet owa budowa stała się dla mnie punktem odrazy, ponieważ było to jawne kłamstwo. Budowa taka trwała w rzeczywistości wiele miesięcy ale ostatni etap - wzniesieni murów, ścian i dachu - to była jedynie pokazówka na styl partyjny - czyli... 'Polak potrafi'. Celem był szok dla sąsiadów czy widzów w TV, którzy nagle w ciągu dwóch dni zobaczyli duży budynek wzniesiony podczas zaledwie jednego weekendu. No i natychmiastowa akcja głoszenia - wielu chciało oczywiście na ten temat porozmawiać, był program w TV oraz artykuł w lokalnej gazecie - a godzinki służby raportowano w tym czasie wyjątkowo wysokie.

Pamiętam także jedną historię wielkiego zgromadzenia. Było to chyba w roku 1987, kiedy papież ogłosił ten rok Międzynarodowym Rokiem Pokoju. W tym okresie organizowano w Australii wielkie zgromadzenia, na które przyjeżdżali członkowie Ciała Kierowniczego i dawali przemówienia w jednym miejscu, a w każdym mieście w całej Australii transmitowano to o innej godzinie. Różnica czasu pomiędzy wschodnim a zachodnim wybrzeżem to 3 godziny, czyli przemówienie o 10:00 w Sydney słyszeliśmy na żywo o 13:00.

Oczywiście wielu z nas podejrzewało, że czas się przybliża i że tuż za rogiem jest już Wielki Ucisk. Wyglądało to na tajemne przygotowania do tego wydarzenia. Starsi nie starali się dementować tych, którzy wyrażali głośno takie przypuszczenia.

Pamiętam na tym zgromadzeniu - siedzieliśmy z żoną trzy rzędy za jedną młodą i śliczną siostrą z wyraźnymi oznakami zaawansowanej ciąży. Właśnie słuchaliśmy wykładu o tym, jakże niedobrze jest w tych czasach planować potomstwo i ci, którzy to planują nie wykazują zbyt wysokiego poziomu duchowego. Zamiast raźniej uczestniczyć w służbie polowej, tacy bracia i siostry wkładają wiele wysiłku w planowanie rodziny - tuż przed Armagedonem. Jakiż to brak roztropności oraz zewnętrzny pokaz braku wysokiego poziomu duchowego!

Aż przykro było patrzeć na ową siostrę, do której odwracali się niektórzy z rzędów przed nią i rzucali jej różnej maści spojrzenia. Nie chciałbym w tym momencie być w jej skórze. Na jej twarzy malowały się niemal wszystkie kolory tęczy.

I to był początek mojego coraz częstszego zastanawiania się na tym, co słyszałem z podium.

W tym samym czasie, podczas 4 dniowego zgromadzenia zostaliśmy poinformowani, że będziemy mieli dodatkowo specjalny wykład na czasie, który w dodatkowy piąty dzień wygłosi brat Sydlik z Ciała Kierowniczego w Brooklynie. Większość z nas była bardzo podekscytowana możliwością, że być może Ciało Kierownicze coś ciekawego wie na temat bliskości czasów końca i teraz jest dokonała okazja, aby się tego dowiedzieć.

Dla wyjaśnienia pewnych okoliczności wyjaśnię, na takie zgromadzenia roczne pojawiali się wszyscy ŚJ, którzy mieszkali w całej Zachodniej Australii - obszarze znacznie większym niż obszar Polski.

Trwało to od czwartku do niedzieli i nagle... jeszcze jeden dodatkowy dzień! Większość musiała iść do pracy - czwartek i piątek załatwialiśmy sobie znacznie wcześniej a dodatkowy poniedziałek to już była olbrzymia przesada, ze względu na dystanse, brak możliwości natychmiastowego zakwaterowania czy inne nieprzewidziane problemy. Ale... czego się nie zrobi dla Prawdy, a... Towarzystwo poda nam coś niezwykle ważnego 'na czasie'!

No i rozpoczął się dodatkowy 3 godzinny wykład Daniela Sydlika, który główne opowiadał nam o podróży do Polski, jaką niedawno odbył, poinformował, jaką smaczną jadł kiełbasę i wyjaśnił, że tak nazywa się owa wędlina po polsku.

Innym równie nieciekawym fragmentem było stwierdzenie, że bracia powinni nie tyle biegać do lekarzy i kupować lekarstwa, ale powinni raczej ufać Jehowie i oddawać się bardziej służbie polowej a leczenie pozostawić najlepszemu Lekarzowi, Bogu. Podał nawet przykład jednej siostry która otrzymała diagnozę raka piersi ale pełnoczasowa służba polowa całkowicie ją wyleczyła z owej choroby.

Większość z nas słuchała tego dziwnego wykładu 'na czasie' czekając na zakończenie tego cyrku z niecierpliwością oraz z rozczarowaniem spoglądając często na zegarki. Spodziewaliśmy się znacznie więcej na tym specjalnym wykładzie członka CK, który specjalnie przyleciał z Brooklynu do Perth!

To był niejako punkt przełomowy w moich postępach duchowych, ale wtedy znalazłem owo... hmmm... idiotyczne wyjaśnienie całej tej sprawy, że jeżeli Organizacja się myli, ja będę się mylił razem z nią.

Pranie mózgu wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem!

Wracając do powrotu do macierzystego zboru angielskiego po aferze w polskiej grupie - był to rok 1995 - w tym właśnie roku sprzedaliśmy nasz biznes i mając trochę oszczędności pionierowaliśmy w naszym zborze, zauważając jakieś dziwne i niezbyt przyjazne przyjęcie naszej służby od domu do domu.

Jednak mnie to nie zrażało - pracowaliśmy przecież dla Jehowy a nie dla braci. Z czasem dowiedzieliśmy się, że polską grupę po naszym odejściu całkowicie rozwiązano.

W tym czasie zacząłem z czystych nudów czytać Biblię na angielskich zebraniach. Znając praktycznie na pamięć treści głoszonych nauk, podczas wielu zebrań siedziałem sobie w ostatnim rzędzie i czytywałem Biblię od początku do końca, nie mając często zielonego pojęcia o tym, co podczas zebrania się działo. Zacząłem także zauważać pewne wersety, które w literaturze ŚJ raczej nie były zbyt często cytowane. Uderzył mnie szczególnie jeden werset -

Łukasza 21:8 ...Wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Ja jestem, i: Czas się przybliżył. Nie idźcie za nimi!

Werset wyraźnie moim zdaniem wskazywał na Towarzystwo Strażnica, która właśnie w ten sposób nieustannie ponaglała trzodę mówiąc, że... 'czas jest bardzo bliski'.

Coraz częściej zauważałem nieprawidłowości oraz wybiórcze cytowanie Biblii. Kiedy po raz trzeci rozpoczęto studium książki ( "Czas Objawienia bliski") - doznałem kolejnego poważnego zniechęcenia.

Praktycznie znienawidziłem tę książkę z powodu niczym nie wspartego twierdzenia, że w roku 1917 (lub 1918) Jehowa i Chrystus zstąpili na ziemię i ustanowili Towarzystwo Strażnicę 'sługą wiernym i rozumnym'.

Inne wyjaśnienia w tej książce twierdziły, że poszczególne trąby anielskie obwieszczały... wydawanie określonych traktatów i publikacji czy też kolejnych proklamacji Towarzystwa. To było szczególnie trudne do zaakceptowania z uwagi na to, że w owych materiałach, (broszurach, książkach)  były oraz są nadal olbrzymie błędy.

Już wtedy wiedziałem, że owe proklamacje i publikacje są przed nami ukrywane z powodu owych błędów doktrynalnych.

Twierdzenia, że są one proroczo zapowiedziane przez Chrystusa w Jego Objawieniu  nie mogłem już więcej strawić. Szczególnie zbulwersowała mnie książka Rutherforda - "Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą", w której zapowiadano rok 1925 jako rok zmartwychwstania Abrahama i innych świętych, i myśl, że to dzieło było proroczo zapowiedziane w Apokalipsie nie dawała mi spokoju.

Krążyła pogłoska, że TS zmienia doktrynę o pokoleniu roku 1914

To było dla mnie wielkim ciosem. Poznając doktrynę o roku 1914 widziałem już dwa etapy zmiany stanowiska, a na trzeci po prostu czekałem z wielkim przekonaniem, że jeżeli nastąpi kolejna zmiana owej doktryny - będzie to dla mnie wielki dowód na to, że nie jest to kierownictwo Ducha Bożego ale zwykła zgadywanka.

Około września 1995 roku jeden z moich przyjaciół przekonał mnie, abym założył sobie Internet. Wtedy zajmowałem się składaniem i sprzedażą komputerów i po krótkiej namowie zgodziłem się na założenie Internetu.

Także w tym samym czasie ukazał się mały artykuł w "Naszej służbie Królestwa" - ostrzegający ŚJ przed groźbą Internetu. Podawano ostrzeżenia przed pornografią, ale skupiano się na ostrzeganiu przed... byłymi Świadkami Jehowy, którzy pozostawili Prawdę.

Ten artykuł był dla mnie ostrym czerwonym światłem, które świeciło jasno na alarm!

Zastanawiało mnie, czego się tak bardzo obawiają? Jeżeli znają Prawdę, nie ukrywa się Prawdy pod łóżkiem ale wystawia widok publiczny. Prawda zawsze się sama wybroni - ukrywanie jej nie ma sensu.

Chyba że... ukrywa się kłamstwa!

Postanowiłem sprawdzić, czego TS tak bardzo się obawia.

Pierwszym słowem jakie napisałem na wyszukiwarce Alta Vista było - Yehovah. Natychmiast znalazłem istniejącą od kilku lat norweską witrynę, założoną przez dziennikarza norweskiego - Kenta Steinhauga. Był on ŚJ przez krótki okres czasu i posiadając wiele wiedzy z racji swego zawodu zorientował się raczej szybko, że jest on oszukiwany przez TS.

To spowodowało założenie przez niego niezwykle popularnej w tych latach witryny - Watchtower Observer. Właśnie wpadłem wprost na jego witrynę.

Od razu znalazłem na niej tekst przyszłego wydania Strażnicy, w której wystąpi oficjalna zmiana doktryny roku 1914.

Dla niewtajemniczonych - rok 1914 był i jest nadal rokiem znamiennym według TS. W roku tym według owych doktryn został zrzucony szatan na ziemię i Armagedon powinien nastąpić za życia tych, którzy pamiętają ten rok. Taka była przynajmniej pierwsza wersja - ludzie świadomi owego roku, czyli posiadający co najmniej 16 lat zobaczą finałową bitwę Armagedonu.

Potem, z upływem czasu zmieniono ten koncept i ludzie urodzeni w roku 1914 mieli oglądać Armagedon.

Czas upływał, a Armagedonu nie było. Podejrzewałem, że z czasem muszą nastąpić dwie rzeczy - albo Armagedon lub... kolejna zmiana doktryny. Następowało to drugie i miałem spore poszlaki, że artykuł  ten rzeczywiście się ukaże i na niego praktycznie zacząłem czekać.

Widziałem już na Internecie jego kopię, ale czekałem na moment, kiedy będę go miał fizycznie w ręce.

Dlaczego było to dla mnie takie ważne?

Ponieważ moim zdaniem był to jaskrawy dowód zgadywania a nie kierownictwa Ducha Bożego. W tym momencie nastąpił w moim umyśle potężny krach, który zrodził mocne przeświadczenie, że wbrew agresywnemu twierdzeniu TS, nie jest ona kierowana Duchem Bożym.

Jakiś duch być może kieruje tą organizacją, ale nic nie wskazuje na to, że jest to nieomylny Duch Boży.

Doktryna kierownictwa Ducha Bożego jest najważniejszą doktryną Towarzystwa Strażnica. Jeżeli organizacją tą kieruje Duch Boży, oznacza to, że każdy ŚJ ma obowiązek bezwzględnego posłuszeństwa wobec tej organizacji. Posłuszeństwo to jest traktowane na równi z posłuszeństwem wobec samego Ducha Bożego. Co więcej - jakiekolwiek zakwestionowanie owego kierownictwa jest równoznaczne z wykluczeniem ze społeczności. A to jest oczywiście sprzeczne z Biblią

Doktryna ta jest jak najbardziej logiczna w przypadku rzeczywistego kierownictwa Ducha Bożego. Jeżeli Duch Boży ową organizacją nie kieruje - wszystko to nie posiada sensu, logiki i jest to po prostu kłamstwo i oszustwo. Prawda nie może opierać się na takim kłamstwie.

Skupiłem się więc na poszukiwaniach dowodów na kierownictwo Ducha Bożego i... do dzisiaj nie znalazłem ani jednego przekonywującego dowodu. Ani jednego spełnionego proroctwa - ani jednej wypowiedzi świadczącej o kierownictwie Ducha.

Zamiast dowodów znalazłem książkę Rajmunda Franza - "Kryzys sumienia" oraz jego drugą, jeszcze bardziej dosadną publikację - "W poszukiwaniu wolności chrześcijańskiej". Owe publikacje upewniły nas oboje, że byliśmy przez ponad 20 lat oszukiwani przez Towarzystwo Strażnica.

Kiedy otrzymałem ową Strażnicę na Sali Królestwa do ręki, tę, która omawiała kolejną zmianę doktryny roku 1914, była to przysłowiowa kropka nad i. W kilka dni później napisaliśmy do lokalnego zboru krótkie oświadczenie, że opuszczamy organizację ŚJ ponieważ nasze drogi nie prowadzą w tym samym kierunku. ŚJ w całej Australii zostali poinformowani, że opuściliśmy z własnej woli organizację. Oznaczało to także, że utraciliśmy wszystkich znajomych i przyjaciół.

Nikt z 'braci' nigdy nie zadzwonił i nie zapytał nas - co się z nami stało. Jedynie trzy siostry początkowo utrzymywały z nami kontakty, ale pod wpływem nacisków starszych one także zerwały z nami wszelkie kontakty.

Żona moja popłakiwała przez 6 miesięcy a ja straciłem grunt duchowy pod swymi stopami.

Byłem rozgoryczony, zawiedziony i... byłem zagniewany na Boga, że pozwolił, aby mnie tak oszukiwano i to przez ponad 20 lat! Tyle poświęceń czasu, wysiłków, służby, kosztów, oraz negatywnych reakcji naszych obu rodzin, które się nas wyparły z powodów religijnych.

Nie zobaczyłem już nigdy swego ojca i matki, ponieważ byłem według nich uwikłany w sektę.

Dla Boga było mnie stać na takie poświęcenie, ale poznawszy rzeczywistość zorientowałem się, że zaufałem kłamstwu ponosząc niewyobrażalne szkody - ja, żona oraz nasi rodzice, którzy nie mogli się z takim stanem rzeczy pogodzić.

Czułem się bezsilny, opuszczony i całkowicie powalony duchowo na ziemię.

Zacząłem nawet powątpiewać tak w Boga jak i w Jego Słowo.

Jednak duchowe potrzeby nadal istniały, więc rozpocząłem na własna rękę poszukiwania Prawdy. Przewertowałem wiele witryn na tematy UFO, spędzałem wiele czasu egzaminując informacje zawarte na witrynach o życiu po życiu. Wiadomości były szokujące, bardzo dobrze udokumentowane, ale ich wspólną cechą były kłamstwa przekazywane nam przez istoty duchowe z tamtej strony. Ponownie okazywało się, że Biblia być może jest jednak Słowem Bożym. Zacząłem czytać na temat reiki, jogi, przeprowadzać eksperymenty Silvy i zawsze, kiedy wszedłem na szczyt jakiekolwiek drabiny wiedzy - on tam juz siedział i śmiał się ze mnie. On czyli... szatan.

Jego obecność we wszystkich głębszych poszukiwaniach skłoniła mnie do ponownego sprawdzania tekstów biblijnych. Zacząłem się udzielać na różnych forach biblijnych atakując Słowo Boże znalezionymi materiałami przeciwko Biblii.

Jednak Biblia zawsze okazywała się Prawdą w każdej takiej potyczce! Zacząłem ponownie się modlić do Boga i przepraszać Go za swoje niedowiarstwo.

Na jednym z forów angielskich pewien Chrześcijanin podał mi niezwykłą radę, która mną nieco wstrząsnęła. Wytykałem pewne niewiele znaczące problemy w Biblii twierdząc, że to nie może być dziełem Ducha Bożego.

- Czy owe drobne problemy wykluczają Prawdę, oraz ofiarę Chrystusa? - zapytał mnie wprost.  - widzisz... Słowo Boże nie jest dokładne na 100% i jest w tym pewien cel. Jeżeli chcesz je odrzucić, znajdziesz takie trywialne przyczyny, które nie zawsze wynikają z niedoskonałości Słowa, ale z niedoskonałości tłumaczenia czy innych mniej znanych przyczyn. Mamy dowody na niemal wszystko i owe nic nie znaczące szczegóły nie są w stanie obalić tego, co zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość.- oświadczył z głębokim przekonaniem.

Tymi słowami przekonał mnie, że jestem u progu nowego duchowego życia.

W tym samym okresie poczułem misję nawracania ŚJ na rzeczywistą Prawdę. Prawdy jeszcze dobrze nie znałem, ale znałem niemal wszystkie błędy i ciemne sekrety TS.

Wiele dyskusji prowadziłem na forum pl.soc.religia jako... Mr Bean. Staczałem wiele bojów, z których praktycznie zawsze wychodziłem zwycięsko. Niemniej tylko jedna osoba porzuciła TS i zauważyłem, że po prostu marnuję wiele czasu. Pozytywną cechą było dla mnie to, że sam się dowartościowywałem widząc jak na dłoni, że moje odkrycia na temat Towarzystwa Strażnica były z reguły strzałami w dziesiątkę.

W końcu zacząłem poszukiwania prawdziwej religii.

Po pobieżnych poszukiwaniach okazało się, że coś takiego nie istnieje. Jest owszem Prawda biblijna, ale żadna ze znanych mi religii nie zawierała całej prawdy biblijnej.

Kiedy zacząłem opracowywać swoją witrynę, natychmiast zauważyłem, że ostrzeżenia Towarzystwa Strażnica przez  szatanem/Lucyferem są niezwykle nieśmiałe, niemal przepraszające za ośmielanie się mówienia o tej nikczemnej osobie.

To co ja znalazłem na Internecie i do czego doszedłem - to zaledwie niewielki fragment rzeczywistości, która powinna być omawiana w celu unikania wielu pułapek szatańskich oraz wzmacniania naszej wiary nie tylko w potrzebę Królestwa ale także w realność owej nadziei.

Przedstawianie faktów światowej konspiracji przeciwko Bogu oraz jego Pomazańcowi jest niezwykle budujące. Wiedząc, że Masoneria potajemnie wielbi Lucyfera i planuje zagładę Chrześcijaństwa wyjaśnia nam dokładnie co i dlaczego się na świecie dzieje.

Obraz wydarzeń wskazuje nam wyraźnie, że cały świat polityczno-religijny wierzy w Boga ale Go świadomie odrzuca oddając się bezprawiu, wielbiąc Jego przeciwnika - Lucyfera.

Nie mając przed oczami cudów Chrystusa i apostołów posiadamy jedynie Słowo Boże oraz obraz świata szatana, który w całej rozciągłości ukazuje nam, że wszystkie elementy księgi Objawienia są widoczne na świecie jak na dłoni - wystarczy tylko spojrzeć we właściwą stronę.

Ale Towarzystwo Strażnica nie wspominało nigdy o żadnych szatańskich organizacjach, o doskonale udokumentowanych czarach, okultyzmie, magii, powiązaniach świata władzy z Masonerią czy też o rzeczywistym władcy świata - Watykanie - mieście siedmiu wzgórz.

Owszem, Strażnica rzuca nieco światła na Babilon ale jest to zaledwie mały płomyk, który daje nam bardzo niewiele światła. Towarzystwo Strażnica skupiała się głównie na atakowaniu fałszywych doktryn KRK, które nie były trudne do obalenia. Głównym celem Strażnicy było przekonanie tych, którzy nigdy nie trzymali Biblii w ręku, że nauki KRK to oczywiste błędy. Skoro ich nauki są błędne - TS podsuwa swoje doktryny, które w porównaniu z Katechizmem wydają się być niczym nie skażoną, czystą prawdą.

Niestety jest to iluzja. Żeby poznać jej sekrety trzeba znacznie lepiej poznać Słowo Boże. Na tym właśnie owa iluzja polega - na wyławianiu ludzi posiadających głód duchowy, którego KRK nie jest w stanie nakarmić. Nauki Towarzystwa Strażnica wypełniają, niestety jedynie częściowo ową lukę.

Patrząc na owe wydarzenia z przestrzeni czasu podziwiam niezwykłą mądrość Stwórcy, który praktycznie poprowadził mnie taką okrężną drogą ku poznaniu Boga oraz Jego planu powrotu rodzaju ludzkiego do doskonałości w przyszłym Królestwie Bożym.

20 lat w niewoli Strażnicy było niezwykłą i wcale nie zmarnowaną lekcją dla mnie i dla mojej żony. Podejrzewam, że Pan ma w szeregach tej organizacji sporo swego ludu. Jego lud jeszcze tego nie wie!

Z czasem uderzył mnie największy, wręcz karygodny błąd Towarzystwa Strażnica, odbierający koronę Chrystusowi.

Na okładkach magazynu Strażnica mają oni wyraźny napis: Zwiastująca Królestwo Jehowy.

Zawsze napis ten wywoływał u mnie dziwne uczucia. Przecież Chrystus jest Królem Królestwa Bożego. Zapłacił za owo Królestwo własną krwią i w ten sposób otworzył nam drogę nie tylko ku Królestwu z  życiem wiecznym, ale po 1000 letnim Królestwie oraz po ostatniej próbie nasz Stwórca, Ojciec Isusa przystąpi do dalszych aktów stwarzania.

C.D.N.